To była podróż śladami jegomościa w kapturze, znanego jako Robin Hood. Legenda o nim trwa tu do dziś, co daje możliwość podróżowania z dreszczykiem emocji, nutą historii, która nie tylko kształtowała ówczesną Anglię, ale ma wpływ na czasy obecne, stając się inspiracją i kanwą dla wielu przedsięwzięć, powieści, bajek i filmów, na których i ja miałam okazje się wychowywać.
Tutejszy świat zachwyca w każdym mijanym obrazie. Zieleń i ilość kwiatów wręcz definiują ten region Anglii. Kamienne domki z barwnymi drzwiami i nisko zawieszonymi sufitami, przywołują obrazy rodem z najlepszych historycznych powieści. W okresie letnim wzrasta ilość samochodów w stylu Cabrio, które przemierzając wąskie, małomiasteczkowe drogi, oplatające zielone pola niczym wstęgi, się stają barwnym i niejedynym akcentem tutejszej społeczności. Bo, to na co zwróciłam uwagę, to spokój, brak pospiechu i niewymuszona życzliwość, zwłaszcza w wydaniu dojrzałej części społeczeństwa.
W autobusach podmiejskich wszyscy mają czas na wsiadanie, wysiadanie, bez pośpiechu, bez parcia na drzwi. Każdy z uśmiechem jest witany przez kierowcę, u którego kupuje bilety. Okoliczne pałacyki i zamki pełne są piknikujących rodzin z rozbrykanymi dziećmi. To prawda, tu maluchy zachowują się bardzo głośno, ale widok rozłożonych kocyków, koszy pełnych smakołyków oraz biesiadujących ludzi w miejscach z wielką historią, robią wrażenie. Nie ma tabliczek „nie deptać trawy” czy „zakaz wyprowadzania psów", bo te mogą wchodzić wszędzie, prosi się, tylko aby były na smyczy.