poniedziałek, 28 stycznia 2019

Fuerteventura - Mocna Przygoda na wyspie.


Fuerteventura to jedna z tych wietrznych i płaskich wysp należących do archipelagu Islas Canarias. Rzymianie, którzy trafili tu w II w. p.n.e., nazywali je Wyspami Szczęśliwymi. Później określano je mianem Psich Wysp do czasu aż słowo Canis (pies) przeszło w Canarias. Zatem proszę nie myśleć, że to za sprawą tych kanarków ewaluowała nazwa, ponieważ to właśnie te ptaki swą nazwę przejęły od Wysp Kanaryjskich.


Historia z wyspą nie obeszła się zbyt łaskawie. Wulkany, wojny, konkwistadorzy, zostawiły tu wyraźne piętno. Do dziś mówi się o podziałach, dwóch królestwach, jakie istniały przed wiekami, czego dowodzą pozostałości muru pomiędzy półwyspem Jandia a Maxoratą.


Fuerteventura to plaże, jedne z najpiękniejszych na świecie, których piasek składa się z drobinek pokruszonych muszelek. To również niezwykły księżycowy krajobraz, który stanowił scenografię dla wielu produkcji, w tym jednej z ostatnich części Gwiezdnych Wojen. „Fuerte” oznacza mocno. Nie przez przypadek. Wiatr tu zacina z ogromną siłą. Bywa też ciepły, a wręcz upalny, niosąc ze sobą drobiny piasku. „Ventura” to po prostu przygoda, bo tej na wyspie z pewnością nam nie zabraknie. Mocna przygoda czeka każdego, kto wyspę postanowi odwiedzić. Każdy znajdzie tu coś dla siebie, od pieszych wypraw, po sporty wodne. A obok tego cudne zwierzaki towarzyszące ludziom na każdym kroku. Kóz jest tu więcej niż mieszkańców i nierzadko są to okazy półdzikie. Wypasają się w mniejszych i większych stadkach, spacerując po górach. Okolice plaż i górskich regionów oblegają pręgowce berberyjskie, przypominające nasze rodzime wiewiórki. Odważne i zwinne, bez pardonu dopominają się orzeszków lub owoców. I choć zyskały przez mieszkańców wyspy miano szkodników, poważnie niszczących uprawy, wśród turystów cieszą się wielkim uznaniem. Do tego żółwie Caretta, z myślą o których w Moro Jable działa ośrodek zajmujący się ich reintrodukcją na wyspie. Można tam ujrzeć imponujących rozmiarów okazy. Natomiast maluszki wypuszczane są cyklicznie na plaży Cofete w nadziei, że wkrótce same będą wracać na wyspę w celu złożenie jaj.
Wielbicieli zwierząt i bliskiego kontaktu z nimi odsyłam do ośrodka Oasis Park, zajmującego się ratowaniem zwierząt z przemytu, osobników chorych, niezdolnych do powrotu do środowiska naturalnego. 

A z pewnością najwięcej życia toczy się pod powierzchnią wody, gdzie występują gatunki ryb, spotykane tylko na tej szerokości geograficznej. To również okolice odwiedzane przez wieloryby czy delfiny.

Fuerteventura to sery. Nie byle jakie, a wyjątkowe. Świeże i podwędzane, obsypywane papryką, degustowane z dżemem z opuncji, popite rumem miodowym. Tradycja serowych wyrobów sięga tu wieków. Wyroby z koziego mleka zajmują wysokie noty podczas międzynarodowych wystaw. Stanowią kwintesencje lokalnej kuchni, smacznej, wybornej, barwnej.

Wyspę można objechać w zaledwie jeden dzień, lecz warto poświęcić jej więcej czasu, ponieważ ta ziemia spowita zastygłą lawą, skrywa ogrom prawdziwych smaczków. Aż trudno sobie wyobrazić, że kiedyś była zielona i opływały ją rzeki.

Pajara, co znaczy ptak, to jedna z tych miejscowości, gdzie stare miesza się z nowym. Niewielka, pełna białych domków ozdobionych ażurowymi, charakterystycznymi dla wysp kanaryjskich balkonikami. W centrum miasteczka znajduje się kościół zbudowany w 1711 r., którego zdobienia zewnętrznej fasady stanowiły manifest lokalnej ludności w okresie reformacji, iż wyspa zostaje wierna wierze katolickiej. Z kolei odwrócone dno statku jako sufit kościoła, czy ambona w kształcie kielicha do wina, to charakterystyczny wystój dla wszystkich kościołów na Fuerteventurze.

Dawna stolica, dziś zamieszkiwana zaledwie przez garstkę mieszkańców, swoje istnienie zawdzięcza Jean de Béthencourt, Normandczykowi, który rozpoczął podbój wysp. Powstała w dolinie otoczonej górami, z dala od pirackich grabieżców plądrujących niegdyś wybrzeża Fuerteventury. Pierwszy kościół zbudowano właśnie tu w 1410 roku. Do dziś znajduje się w nim oryginalna podłoga sprzed wieków, pod którą mieści się cmentarz. Dziś świątynia pełni funkcje muzeum zaś cała Betancuria to malutkie miasteczko pełne charakterystycznych drewnianych balkonów.

Patronką wyspy jest Matka Boska Bolesna odziana w czarne szaty. Jej sanktuarium znajduje się nieopodal Betancurii. Każdego roku w sierpniu wierni tłumnie maszerują w głąb wyspy, aby oddać jej cześć.

Podróżowanie własnym środkiem lokomocji po wyspie z pewnością dostarczy moc wrażeń. Nierzadko trasy bywają tak wąskie, że mijanie się tuż nad przepaścią, bywa wyzwaniem. Z kolei na szutrowe drogi bez samochodu z napędem 4 × 4 udać się wręcz nie możemy. Kary za łamanie przepisów są tutaj srogie.

Mówiąc o smaczkach i tajemnicach wyspy, należy wspomnieć o Willi Wintera, znajdującej się na samym południu wyspy, w pobliżu dzikiej plaży Cofete. Choć sam Winter nigdy tu nie zamieszkał, wiele dokumentów dowodzi, że zbudował ją z myślą o uciekającym Hitlerze, na sieci tuneli. Jest do tego stopnia owiana tajemnicą, że osoby zatrudnione podczas jej budowy, nigdy nie uczestniczyły w przedsięwzięciu do końca.

O kuchni można tu mówić dużo i dobrze. Kultura barowa zachęca do przesiadywania i smakowania. Od porannej leche y leche, co dokładnie oznacza kawę „mleko z mlekiem” (mleko zwykłe i skondensowane), po aromatyczne kanapki w porze lunchu oraz wieczorne tapas. Wszystko przypieczętować uprawianym tu aloesem, rośliną zdrowiem płynącą, z której wytwarza się doskonałe kosmetyki i napoje.
Poszukiwaczy rzeczy niezwykłych odsyłam na plaże, gdzie można znaleźć drogocenny skarb — wielorybią ambrę i śliczne muszle, istniejące tylko na Fuerteventurze. I o ile za pierwsze znalezisko można otrzymać sowitą zapłatę, to drugie kosztować nas może wysoką karę pieniężną.


Fuerteventura a dokładnie Mocna Przygoda, to wyprawa z rozmachem, z wiatrem i pod wiatr.















































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz