poniedziałek, 14 stycznia 2019

Maroko, królestwo kotów.

Maroko to absolutna mekka kocich istot. Być może nie tak salonowych, jak na koty przystało, jednak z całą pewnością wyniośle obnoszących się ze swym kocim majestatem pośród ludzkich tłumów.


Polegują u progu domostw, na skrzyżowaniach pod palmami, pośród stoisk kolorowych suków, wyciągając ciała na dywanach i poduszkach przeznaczonych do sprzedaży. Pełnią wartę u progów bogato zdobionych meczetów. Grzeją brzuszki przy filiżankach świeżo zaparzonej miętowej herbaty, a nawet przechadzają się śmiało pomiędzy komnatami królewskiego pałacu. Wieczorami ucztują na wyludnionych już targowiskach. Oblegają porty, wyczekując przy kutrach i łodziach na smakowite kąski. Wypoczywają nawet w ptasim Zoo, niemal stanowiąc dodatkową atrakcję. Spacerują pośród domowego ptactwa albo drzemią wysoko wśród gałęzi drzew. Zupełnie nieprzejęte nagabującymi je przechodniami, leniwie przeciągają ciała w promieniach słońca. Cichutko pomrukują zaczepiane przez wścibskich przechodniów, głównie turystów. Czasami dość odważnie domagają się uwagi, z osobliwym wyrazem pyszczka zaglądając w ludzkie oczy lub nonszalancko ocierając się o człowiecze ciało. 

Innym razem, gestem nieznoszącym sprzeciwu, odmawiają bliższego kontaktu. Ostentacyjnie opuszczają wygodne legowisko i zawiedzionego tym faktem człowieka-miłośnika kotów.
Koty w Maroko swoje prawa mają. Co więcej, czują się panami miejsca. Pełnią wartę doskonałą niwelując wszelkie nieproszone gryzonie. Z pozoru takie bezpańskie i bezdomne, a jednak absorbują otoczenie i każdy z nich swojego opiekuna znajduje. Nawet mają imiona, co przy ich włóczęgowskim życiu zdaje się nieco kuriozalne. Być może ich sierść nie jest zbyt czysta i stan zdrowia daleko odbiega od europejskich standardów ich kocich pobratymców, to jednak wyglądają na szczęśliwe. I wolne.

Swoją mocną pozycję zawdzięczają Mahometowi. Legenda bowiem głosi, że gdy proroka pogryzły psy, to właśnie kot wylizywał jego rany. Ten kot otrzymał imię Muezza. Do tego stopnia zafascynował proroka, że ten podobno nawet modlitwę odmawiał pozbawiony rękawa swej szaty. A to dlatego, że zasnął w nim kot. I aby kotu spokoju nie zakłócać, Mahomet odciął rękaw. Gdy Mahomet skończył modlitwę, kot wstał i pokłonił się prorokowi.

W Maroku każda uliczka jest kotem zdobiona. Rudym, pręgowanym, łaciatym jak krowa i szylkretowym jak nasze dachowce. Tahir Shah w swojej książce „Dom Kalifa” opisuje, przy okazji ilustrowania całego kraju, ludności, ich wierzeń i zabobonów, rytuały przepędzania dżinów, które wiążą się z zabijaniem czarnych kotów i wieszaniem ich na drzewie. Na szczęście sama się z tym nie spotkałam, ani lokalna ludność w trakcie rozmów o zwierzętach o tym procederze nie wspominała.

Tam Berberowie podkreślają swoją miłość do kotów. Zapewniał mnie o tym starszy jegomość Mustafa. Opowiadał o domach pełnych zwierząt, w których koty pierwszeństwo mają.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz